wtorek, 11 października 2011

Beznadziejny dzień. Nudny.

Wstałam, ubrałam się, umalowałam i poszłam z psem na spacer, ale po dwudziestu minutach byłam już w domu. Spakowałam plecak, założyłam buty i ruszyłam wolnym krokiem do szkoły. Pani z biologii zrobiła kartkówkę zapewne dostanę jedynkę i w ogóle powinnam czytać jakąś lekturę, nawet nie wiem jaką... Po długim czasie tortur została mi już tylko jedna lekcja: wf. Poszłam się przebrać razem z innymi dziewczynami i weszłyśmy na salę. Okazało się, że mamy zajęcia z licealistkami... Siatkówka z licealistkami... To jakaś masakra! Gimnazjum przeciwko liceum... Ale o dziwo wygrałyśmy, jednym punktem... ale zawsze coś. Wreszcie wyszłam ze szkoły na świeże powietrze. Do domu. Wyszłam po szkole z psem i wzięłam się za lekcje i naukę. I tak minął mi beznadziejnie dzień....